Jak sobie radzić z dwójką małolatów?
W szczególności gdy jeden intensywnie obchodzi Międzynarodowy Dzień Marudzenia, a drugi trenuje przeponę przed atakiem kolki?
Wystarczy być jak... hinduska bogini.
31 stycznia 2011
26 stycznia 2011
2+2
Gorsza od porodu jest chyba tylko wizyta u dentysty. W każdym razie spieszymy donieść, że od 21 stycznia jest już z nami Adaś.
Rodzinka, rzecz jasna, już dopatruje się po kim ma usta, po kim podbródek i po kim co tam jeszcze. Jak dla mnie wygląda jak Freddy Kruger, co oznacza, że rodzinka za chwilę mnie znienawidzi, naprawdę znienawidzi.
Ps. Rozklejanie się przy narodzinach dziecka powoli zaczyna wchodzić mi w krew.
Rodzinka, rzecz jasna, już dopatruje się po kim ma usta, po kim podbródek i po kim co tam jeszcze. Jak dla mnie wygląda jak Freddy Kruger, co oznacza, że rodzinka za chwilę mnie znienawidzi, naprawdę znienawidzi.
Ps. Rozklejanie się przy narodzinach dziecka powoli zaczyna wchodzić mi w krew.
20 stycznia 2011
Warunki
- Pani jest wprost stworzona do rodzenia dzieci! - oznajmiła ze znawstwem moja ginekolog. - Wspaniałe warunki!
- Wiem, że mam wielki tyłek i nie trzeba mi o tym tak publicznie przypominać! - wypaliła, na szczęście bezgłośnie, złośliwa istota w tyle mojej głowy.
- Zawsze wiedziałam, że to się na coś przydaje w życiu - powiedziałam, już głośno, z wysokości fotela, śląc jadowite spojrzenie małżonkowi.
- Szkoda tylko, że nie chce pani współpracować i jakoś nadal nie udaje się urodzić - kontynuowała z troską pani doktor. To zgłosi się pani w piątek do szpitala, zaczniemy pertraktować z młodzieżą.
Skoro tak... Na Dzień Babci chciałam zainteresowanym wręczyć po Geriavicie, ale widać będzie lepszy prezent. Żeby tylko warunki dopisały...
- Wiem, że mam wielki tyłek i nie trzeba mi o tym tak publicznie przypominać! - wypaliła, na szczęście bezgłośnie, złośliwa istota w tyle mojej głowy.
- Zawsze wiedziałam, że to się na coś przydaje w życiu - powiedziałam, już głośno, z wysokości fotela, śląc jadowite spojrzenie małżonkowi.
- Szkoda tylko, że nie chce pani współpracować i jakoś nadal nie udaje się urodzić - kontynuowała z troską pani doktor. To zgłosi się pani w piątek do szpitala, zaczniemy pertraktować z młodzieżą.
Skoro tak... Na Dzień Babci chciałam zainteresowanym wręczyć po Geriavicie, ale widać będzie lepszy prezent. Żeby tylko warunki dopisały...
17 stycznia 2011
16 stycznia 2011
Porodowe zaparcie
Najwyraźniej nasz syn zaparł się i postanowił zostać w brzuchu. Ciepło, cicho, bezpiecznie - trudno się dziwić. Nie pomogły nawet dziadkowe przepowiednie, dzieć się uparł, zakotwiczył i nie wychodzi.
Szkoda tylko, że mnie, jako wynajmującego lokal nikt o zdanie się nie pyta...
Zaczynam się martwić tzw. zasiedzeniem...
Każdy ma swój pomysł na życie...
Szkoda tylko, że mnie, jako wynajmującego lokal nikt o zdanie się nie pyta...
Zaczynam się martwić tzw. zasiedzeniem...
Każdy ma swój pomysł na życie...
St. Lucia, Castries |
13 stycznia 2011
Tora, tora, tora!
Wczoraj wpadła Duża Młoda, zamówiłyśmy sushi, Artur na obiad dostał jedzenie dla ludzi, on surowizny nie tyka. Ma prawo.
Sushi przyjechało, zasiadłyśmy do rozpusty, po minucie czuję na plecach czyjś głodny wzrok. Artura wykluczyłam od razu, on jadłby sushi w obliczu śmierci głodowej, a to i tak po głębokim namyśle. W drugiej kolejności pomyślałam o psie, który jada wszystko oprócz masy bitumicznej, zderzaków samochodowych i oliwek, ale pies spał pod kaloryferem.Obejrzałam się, a tam... Alicja przełykająca ślinę.
Cóż począć? Moje sushi, ze względu na ciążę było trochę oszukiwane - wegetariańskie/grillowana ryba, więc ułamałam kawałek, ujęłam zgrabnie w pałeczki i zatkałam ziejącą otchłań, która pojawiła się przede mną.
- Mniam! - otchłań rozwarła się ponownie, domagając się repety.
Dwa duże futomaki z grillowanym łososiem później zaczęłam podejrzewać, że Ala, wbrew wyglądowi, jednak jest moją córką.
Następnym razem spróbujemy wasabi!
Sajonara!
Sushi przyjechało, zasiadłyśmy do rozpusty, po minucie czuję na plecach czyjś głodny wzrok. Artura wykluczyłam od razu, on jadłby sushi w obliczu śmierci głodowej, a to i tak po głębokim namyśle. W drugiej kolejności pomyślałam o psie, który jada wszystko oprócz masy bitumicznej, zderzaków samochodowych i oliwek, ale pies spał pod kaloryferem.Obejrzałam się, a tam... Alicja przełykająca ślinę.
Cóż począć? Moje sushi, ze względu na ciążę było trochę oszukiwane - wegetariańskie/grillowana ryba, więc ułamałam kawałek, ujęłam zgrabnie w pałeczki i zatkałam ziejącą otchłań, która pojawiła się przede mną.
- Mniam! - otchłań rozwarła się ponownie, domagając się repety.
Dwa duże futomaki z grillowanym łososiem później zaczęłam podejrzewać, że Ala, wbrew wyglądowi, jednak jest moją córką.
Następnym razem spróbujemy wasabi!
Sajonara!
12 stycznia 2011
Z Archiwum X
No, wiem, że o paru sprawach nie śniło się nawet filozofom. Biorąc pod uwagę, że większość tych starożytnych czas spędzała zalana w trupa młodym winem, to się nie dziwię, że sny mieli raczej skąpe i niespokojne...
Aktywność paranormalna w naszym domu ma już długą historię. Jeszcze przed nadejściem mojej ery Artur wspominał coś o trzaskających bez powodu drzwiach, ale to raczej przeciągi w wielkiej płycie, a nie byty niematerialne.
Pierwsza odnotowana przeze mnie aktywność sił pozaziemskich to keczupy. Brzmi dziwnie? Zaraz wyjaśnię. Sos pomidorowy ja kocham miłością szaleńczą i obłąkańczą, mogę ze łzami szczęścia w oczach jeść to cudo nawet do ciasta drożdżowego czy naleśników z serem. Artur przed keczupem ucieka, no chyba, że jest święto i jemy pizzę.
Siłą rozpędu keczupy w domu kupuję ja, mam dwie ulubione marki i ich się trzymam. Pewnego dnia w naszej lodówce pojawiły się dwie butelki "obcych" sosów pomidorowych, których ja nie tykam, Artur nie jada... Najwyraźniej u kogoś nóżek dostały i trafiły do nas. Dam sobie kończyny obciąć - ja ich nie kupiłam, Artur nie kupuje tego ustrojstwa ustawowo. Case dismissed.
Casus majtek. Podczas porządkowania szafy ubraniowej w ręce wpadła mi reklamówka z dziwną zawartością: majtki męskie przechodzone, ręcznik uniseks przechodzony, pasta Colodent, której nie używamy. Taki mały zestaw ucieczkowy dla niewybrednego faceta. Facet jest w domu na stanie, ale ani do bielizny, ani do ręcznika, tym bardziej do pasty Colodnet się nie przyznawał. O prawo własności posądziliśmy nawet jednego Bogu ducha winnego mężczyznę (wybrał się raz z małżonkiem na ryby, dzielili pokój w hotelu, myślałam, że Artur pomyłkowo przywiózł gratisa do ryby), ale wyszło, że nie jego. Do tej pory nie mam pojęcia, kto to umieścił między moimi piżamkami.
No i w końcu przypadek z dnia dzisiejszego. Prozaiczne pranie. Bielizna. Pralka. Program do białego. Wrzucam, nastawiam, wyjmuję uprane. Dziś nie tylko uprane - wyjmuję również... pocięte. Dwie pary gaci damskich klasycznie przeciętych przez gumkę, przez środek, przez KOGO? Alicja nie umie posługiwać się nożyczkami i inną bronią białą, w pralce oprócz bielizny nie było nikogo, wkładałam gacie nierżnięte...
Ja nie wiem, czy powinnam się do tego przyznawać, ale czasem mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje... Może ktoś mieszka tu z nami na pół etatu?
Ale czemu to poltergeist i czemu bydlę jest złośliwe?
P.S. Gdyby ktoś poszukiwał majtek męskich szarych, ręcznika i pasty, proszę o maila lub telefon.
Aktywność paranormalna w naszym domu ma już długą historię. Jeszcze przed nadejściem mojej ery Artur wspominał coś o trzaskających bez powodu drzwiach, ale to raczej przeciągi w wielkiej płycie, a nie byty niematerialne.
Pierwsza odnotowana przeze mnie aktywność sił pozaziemskich to keczupy. Brzmi dziwnie? Zaraz wyjaśnię. Sos pomidorowy ja kocham miłością szaleńczą i obłąkańczą, mogę ze łzami szczęścia w oczach jeść to cudo nawet do ciasta drożdżowego czy naleśników z serem. Artur przed keczupem ucieka, no chyba, że jest święto i jemy pizzę.
Siłą rozpędu keczupy w domu kupuję ja, mam dwie ulubione marki i ich się trzymam. Pewnego dnia w naszej lodówce pojawiły się dwie butelki "obcych" sosów pomidorowych, których ja nie tykam, Artur nie jada... Najwyraźniej u kogoś nóżek dostały i trafiły do nas. Dam sobie kończyny obciąć - ja ich nie kupiłam, Artur nie kupuje tego ustrojstwa ustawowo. Case dismissed.
Casus majtek. Podczas porządkowania szafy ubraniowej w ręce wpadła mi reklamówka z dziwną zawartością: majtki męskie przechodzone, ręcznik uniseks przechodzony, pasta Colodent, której nie używamy. Taki mały zestaw ucieczkowy dla niewybrednego faceta. Facet jest w domu na stanie, ale ani do bielizny, ani do ręcznika, tym bardziej do pasty Colodnet się nie przyznawał. O prawo własności posądziliśmy nawet jednego Bogu ducha winnego mężczyznę (wybrał się raz z małżonkiem na ryby, dzielili pokój w hotelu, myślałam, że Artur pomyłkowo przywiózł gratisa do ryby), ale wyszło, że nie jego. Do tej pory nie mam pojęcia, kto to umieścił między moimi piżamkami.
No i w końcu przypadek z dnia dzisiejszego. Prozaiczne pranie. Bielizna. Pralka. Program do białego. Wrzucam, nastawiam, wyjmuję uprane. Dziś nie tylko uprane - wyjmuję również... pocięte. Dwie pary gaci damskich klasycznie przeciętych przez gumkę, przez środek, przez KOGO? Alicja nie umie posługiwać się nożyczkami i inną bronią białą, w pralce oprócz bielizny nie było nikogo, wkładałam gacie nierżnięte...
Ja nie wiem, czy powinnam się do tego przyznawać, ale czasem mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje... Może ktoś mieszka tu z nami na pół etatu?
Ale czemu to poltergeist i czemu bydlę jest złośliwe?
P.S. Gdyby ktoś poszukiwał majtek męskich szarych, ręcznika i pasty, proszę o maila lub telefon.
3 stycznia 2011
Zakupów czar!
Rzutem na taśmę, z torbą szpitalną w aucie, wybraliśmy się wczoraj całą rodziną na ostatnie przedporodowe zakupy.
W centrum handlowym - błoga cisza i mało kupujących, na każdej witrynie plakaty obniżające zawyżone uprzednio ceny produktów zbędnych i zbędniejszych - słowem - poświąteczna sielanka.
Głównym celem był zakup prawdziwych, dorosłych butów do chodzenia dla Ali. Czas już dojrzał, dziecię chodzi, a butów jak na lekarstwo.
Nie chcę krakać, ale chyba Arturowi doszła kolejna baba kupująca obuwie - jakbym ja nie stanowiła wystarczającego nieszczęścia w tej kwestii. Dziecku zakupy chyba się bardzo spodobały, kopytko wyciągała z gracją, dając sobie wspaniałomyślnie nakładać kolejne modele, oglądała ze wszystkich stron, pod światło i w cieniu - rzekłabym - rasowo.
But wybrany. Tata zaliczył tylko lekki stan przedzawałowy przy kasie i można było wrócić do dom...
Tylko mi jakoś tak dziwnie się zrobiło na duszy, bo dotychczas to JA nosiłam najdroższe obuwie w tej rodzinie!
W centrum handlowym - błoga cisza i mało kupujących, na każdej witrynie plakaty obniżające zawyżone uprzednio ceny produktów zbędnych i zbędniejszych - słowem - poświąteczna sielanka.
Głównym celem był zakup prawdziwych, dorosłych butów do chodzenia dla Ali. Czas już dojrzał, dziecię chodzi, a butów jak na lekarstwo.
Nie chcę krakać, ale chyba Arturowi doszła kolejna baba kupująca obuwie - jakbym ja nie stanowiła wystarczającego nieszczęścia w tej kwestii. Dziecku zakupy chyba się bardzo spodobały, kopytko wyciągała z gracją, dając sobie wspaniałomyślnie nakładać kolejne modele, oglądała ze wszystkich stron, pod światło i w cieniu - rzekłabym - rasowo.
But wybrany. Tata zaliczył tylko lekki stan przedzawałowy przy kasie i można było wrócić do dom...
Tylko mi jakoś tak dziwnie się zrobiło na duszy, bo dotychczas to JA nosiłam najdroższe obuwie w tej rodzinie!
Subskrybuj:
Posty (Atom)