12 grudnia 2008

Dzień -2

 

- Powiedz, ile par skarpetek zabierasz, to ja ci resztę zapakuję.

Mojej żony wczoraj trzymały się żarty. Od rana, zamiast spokojnie pakować walizki na wyjazd, uwijaliśmy się wokół mieszkania jak ministranci wokół pijanego plebana. A to gres przywieźliśmy, a to czyniliśmy ostatnie ustalenia z ekipą remontową, a to zawieźliśmy do teściów nasze skarby, których nie chcieliśmy zostawiać w mieszkaniu. Gdyby ktoś się pytał, gdzie podziała się nasza lodówka czy kuchenka, odpowiadam: stoją w salonie.

Na wieczór zaplanowałem sobie położenie instalacji elektrycznej, kiedy Ance wyostrzył się humor turystyczny. Zaśmiałem się, chyba nawet na głos, ale po chwili wyobraziłem sobie swoją walizkę pełną suszarek do włosów, chemikaliów do makijażu i innych utensyliów, i zaraz odechciało mi się śmiechu.

Położyłem się o północy (Anka już dawno spała), zasnąłem po godzinie i dałem się obudzić parę minut po czwartej. Kawa, łazienka, wyjazd na lotnisko, odprawa. W przejściu do bramek jakaś kobieta poprosiła o okazanie naszych kart pokladowych.

- Dwa ulgowe na wściekły poranek - powiedziałem.

Nie wiedzieć czemu uznała to za śmieszne.

Potem lot, lądowanie, autobus i zanim zdążyłem powiedzieć "Jestem na urlopie", wylądowaliśmy w hoteliku w Gatwick, gdzie kierwca busa mówi po polsku jak rodowity bielskobielanin, recepcjonistka jest Czeszką, a z okna naszego pokoju roztacza się fantastyczny widok na sąsiedni mur i składzik pościeli.

image

Restauracja ma być czynna dopiero od siedemnastej, więc sobie piszę. Anka ogląda TV i z nudów bawi się aparatem.

image

W recepcji powiedziano nam, że wieczorem ma przyjechać wycieczka Rosjan. Może będzie jakaś impreza.

Póki co zdrzemnęliśmy się do siedemnastej tylko po to, aby w restauracji dowiedzieć się, że kucharz jeszcze nie dojechał. Poszliśmy więc na spacer.

Coś wam powiem o brytyjskich kierowcach: nigdy nie korzystacie z oznakowanych przejść dla pieszych, bo was obtrąbią. Ponadto przed wejściem na ulicę pamiętajcie, żeby spojrzeć w prawo, w przeciwnym wypadku będziecie mogli mówić o dużym szczęściu, kiedy wybudzicie się w trzymiesięcznej śpiączki z częściową amnezją.

Po powrocie do hotelu kucharza wciąż nie było, ale i tak usiedliśmy przy stoliku. Uśmiechnięty kelner o hebanowej skórze w końcu przyjął nasze zamówienia i... przez 20 minut nic się nie działo.

- Pewnie spuszczają kucharzowi łomot za spoźnienie - wyraziła przypuszczenie Anka.

- Ruscy. - doprecyzowałem - Przyszli do knajpy przed nami i byli strasznie zawiedzeni.

No ale ostatecznie mój stek okazał się wyśmienity i dwa Guinnessy później potulnie dałem się zaprowadzić do pokoju.