1 stycznia 2009

Dzień 17

Dziś Nowy Rok. Postanowiliśmy spędzić go na kolejnej wyprawie w nieznane. Tym razem na atlantycką stronę St. Lucii.

Przezornie sprawdziliśmy stan baku naszego autka, ponieważ nie wiedzieliśmy, jak wyspiarze świętują: wszyscy, czy też są tacy, którzy pracują, aby świętować mógł ktoś. Byli tacy.

Zatankowani do pełna ruszyliśmy przez Castries na wschód. Znów plantacje bananowe, potem las deszczowy z drzewiastymi paprociami. Całe szczęście, że nie jestem botanikiem, bo Artur musiałby pewnikiem zostawić mnie w krzakach przy drodze i litościwie odebrać w drodze powrotnej.

P1010976

P1020083

Widoki po atlantyckiej stronie wyspy są inne - klimat jest tu chyba bardziej surowy (o ile w tych warunkach można mówić o takowym...). Silne wiatry znad oceanu powodują karłowacenie roślin i przesuszają glebę. Pojawiają się nawet sukulenty. Ale i tak jest pięknie...

P1020035

P1020040

P1020039

P1020059

Po  mniej wiecej godzinie dotarliśmy do Fort Vieux, gdzie dopadła mnie nagła potrzeba kąpieli w Atlantyku. Jak kiedyś komuś wspomnę, że w Nowy Rok kąpałam się w oceanie, to niechybnie pomyśli, że zapisałam się do Klubu Morsa. Uczciwie powiem, że woda miała około 28 stopni Celsjusza.

P1020064

P1020066

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Ogrodzie Botanicznym.

P1020080 

P1020094

P1020095

P1020109 

P1020113

W Ogrodzie znaleźliśmy małą knajpkę serwującą napoje i gorące kanapki. Zamówiliśmy lunch, a na deser ciasto bananowe. Nie wspomnę, że obsługa działa tu z iście wyspiarskim spokojem i we własnym tempie. To mnie już nie dziwi. Kiedy w końcu kanapki i ciasto zlądowało na naszym stoliku, na pobliskim krzaczku (nasz stolik stał na werandzie w ogrodzie) pojawiła się lokalna wersja wróbla i zaczęła głośno domagać się swojego udziału w posiłku. Ptaszyna z wdzięcznością przyjęła kawałek tosta, ale najwyraźniej miała chęć na ciasto. Kiedy Artur poczęstował Ćwirka kawałkiem, zaczęły się dziać rzeczy dziwne.

Na drewnianej podłodze pojawiła się niewielka jaszczurka, głośnym tupotem przegoniła znacznie większego od siebie ptaka i zaczęła łakomie zerkać w stronę ciasta.

W błyskawicznym tempie zrewidowałam swoją wiedzę w zakresie upodobań kulinarnych gadów i w żaden deseń w ich menu nie znalazłam ciasta bananowego.

Nie wiem, czy to ta wyspa, czy może nie jestem już w stanie odróżniać jawy od sennych mar, ale jaszczurka zaczęła z głośnym mlaskaniem wcinać ciacho. Zdjęcie nie jest najlepszej jakości, bo trzęsły mi się ręce.

P1020099

Potem przyszli Japończycy z aparatami i jaszczurka uciekła. Może i dobrze?