Wczoraj Anka z Darkiem zdali egzamin na prawo jazdy (poszlo im tak samo gładko jak nam), więc z samego rana wręczam Darkowi kluczyki od auta. Sam postanawiam zawrzeć w końcu bliższą przyjaźń z synami i córkami tutejszych browarów.
Odwiedzamy naszą znajomą - Anse La-Raye, lecz tym razem przed wjechaniem do wioski odbijamy w polną drogę wiodącą przez dżunglę. Drogowskazy i miejscowi mówią, że jest tam jakiś wodospadzik. Nie prowadzę auta, więc mogę uwieczniać tropiki.
Na miejscu okazuje się, że wodospad River Rock jest czynny, ale należy wykupić bilety. W zamian można się przekąpać.
Czy widzieliście kiedyś wieloryba pod wodospadem?
Spacer przez dżunglę owocuje odkryciem: grejpfrutów nie trzeba kupować w supermarkecie, można je sobie zerwać prosto z drzewa.
Wracamy do wioski. Ludzie tutaj może żyją biednie, ale humor im dopisuje.
W drodze powrotnej do domu zbaczamy do Marigot Bay podziwiać widoki. Spotykamy miejscowego artystę, który podręcznik marketingu ma w małym palcu i zaopatrujemy się u niego w koszyki.
Las namorzynowy. Nie wiem, o co chodzi, ale mojej Ance zmiękły nogi.