20 grudnia 2008

Dzień 4

Nowe otoczenie wymaga stosowania się do nowych reguł. Jedną z nich poznaliśmy zaraz po pierwszym posiłku: naczynia należy myć od razu po jedzeniu. Kilkuminutowa zwłoka sprawi, że pod kranem polegnie dywizja mrówek, które są tutaj obecne wszędzie, ale nikt się nimi nie przejmuje, ponieważ są całkowicie nieszkodliwe. Ot, zwykli sąsiedzi.

- Mleka z opakowania nie upiją. - wyjaśniał nam Krzysiek - Ale mogą podprowadzić całą puszkę.

Kolejna reguła dotyczy ścielenia łóżka. Otóż nie należy zawijać prześcieradła pod materac.

- Łatwiej jest wytrząchnąć robactwo, które może tam wpełznąć - wyjaśnił nasz nieoceniony mentor. - I skorpiony - dodał po chwili.

Bydlak. Nigdy nie wiadomo kiedy żartuje.

Iwona nie czuła się dzisiaj zbyt dobrze, więc zostawiliśmy ją w domu i w szóstkę wybraliśmy się na plażę. Pas piachu zapełniony rzędami leżaków i poprzetykany parasolami znajduje się nad Morzem Karaibskim, które jest tak samo ohydne w smaku jak Atlantyk. Na leżakach wygrzewają się turyści, a pomiędzy nimi kręcą się tubylcy, do każdego zwracający się per "boss" i  przynoszący drinki z pobliskich knajp. Moja żona zamiast piwa zamówiła orzechy kokosowe, a ja - zaczynam się już do tego przywyczajać - wylosowałem nadpsuty.

Wskoczyłem do wody. Inni kąpiący się pozostawali w odległości nie większej niż trzech metrów od brzegu, więc raźno machając kończynami oddaliłem się na dobrych pięćdziesiąt metrów. Woda była ciepła i w miarę spokojna, wokół mnie żywej duszy, ale w pewnym momencie przypomniałem sobie, że jestem w tropikach. Gdyby coś otarło się o mnie pod wodą, roślina czy cokolwiek innego, chyba bym zwariował ze strachu. Sprintem puściłem się z powrotem w kierunku plaży.

Na brzegu turyści urządzili mi owację, a tubylcy pukali się znacząco w czoła. Żartowałem.

P1000868
Luksusowa łajba Johnny-ego Deppa

Po powrocie do domu okazało się, że stan Iwony pogorszył się na tyle, że potrzebny jest lekarz. Od kilku miesięcy dokuczała jej rwa udowa, czyli ucisk nerwu w nodze. Nie jest to coś groźnego dla życia, ale powoduje niesamowity ból.

Krzysiek zadzwonił do Kelvina i poprosił o ściągnięcie lekarza. Niezależnie do tego sam zaczął obdzwaniać lokalne kliniki korzystając z książki telefonicznej. Po mniej więcej półgodzinie przyjechał medyk z pielęgniarką (oboje hebanowi). Iwona dostała zastrzyk, ból zelżał, Krzysiek złapał recepty i pojechał do miasta wykupić lekarstwa.

Wszystko to razem trwało około dwóch godzin. Zadzwonił telefon.

- Znalazłem lekarza - oznajmił mi Kelvin przez słuchawkę.

Grzecznie podziękowałem i wprowadziłem go w bieżącą sytuację. W tym momencie w głowie sformułowała mi się kolejna reguła pobytu na wyspie: nigdy nie proś faceta z agencji nieruchomości o sprowadzenie lekarza, bo zdążysz się przekręcić, zanim ten znajdzie medyka gotowego odpalić mu prowizję.

O północy przestał działać zastrzyk i pozostałe prochy, więc zapadła decyzja o zawiezieniu Iwony do szpitala. Krzysiek i Anka zapakowali się do ambulansu, ja zaś pozostałem na posterunku, to jest na kanapie w salonie, odstraszając potencjalnych intruzów głośnym chrapaniem.