21 marca 2014

Czarowny Czaruś

Adaś, cały dzień testując granice cierpliwości rodziców, zabrnął w kozi róg doprowadzając do tego, że nikt z rodziny nie chciał z nim rozmawiać.

 - Jesteś niegrzeczny i nikogo nie słuchasz, dlatego nikt nie będzie słuchał ciebie. Od teraz - dopóki nas nie przeprosisz - nikt się do ciebie nie będzie odzywał. - stawiam sprawę na ostrzu noża.
- Zupełnie nikt?
- Nikt.

Zmarszczone brwi i wykrzywione grymasem usta wystarczyły za komentarz. Po paru chwilach Adaś mięknie, nie rezygnując jednocześnie z dalszego testowania.

 - Poproszę pić.

Kubek z wodą bez słowa pojawia się na stoliku.

-  Poproszę banana.

Banan cicho ląduje obok kubka. Atmosfera gęstnieje podsycana przez radosne dialogi prowadzone z Alicją, która wietrząc bezbłędnie koniunkturę gra anioła wcielonego, zerkając z wyższością na coraz bardziej skwaszonego Adasia.

W czasie kąpieli coś w nim pęka.

- Ślicznie wyglądasz, mamo... - zaczyna nieśmiało, kiedy wyciągam go po kąpieli z wanny. Milczę jak zaklęta.
- Masz ładne paznokcie - komplementuje ze znawstwem mój świeży manicure. Coś we mnie lekko topnieje i z niemałym trudem powstrzymuję się od parsknięcia śmiechem i wybaczenia mu wszystkiego.

- Mamo! MORDUCHNO ty moja!

Szach, mat.

2 marca 2014

Aleksander i deszcz

Znowu przywiało mnie do Skopje, które tym razem przywitało mnie ścianą wody. Aleksander Wielki wita podróżnych na lotnisku swojego imienia, a podczas pobytu w Macedonii nie da się nie natknąć na wzmiankę o dawnym królu. Po drodze do hotelu minęłam dwa pomniki (konne, rzecz jasna) i hotel "Aleksandar Palace".

Na lotnisku czekał pan z moim nazwiskiem wypisanym na kartce. Po przywitaniu się w nader internacjonalnym języku na migi zaoferował, że weźmie moje (dwie) walizki. Łapiąc za większą chyba z miejsca pożałował swojej decyzji, ale duma nie pozwoliła mu tejże zmienić. Cóż, pochodzi ze szlachetnego rodu, a to zobowiązuje.

Po wyjściu z terminala spadła na mnie woda z nieba. Pan - chyba z zemsty - z błyskiem w oku taszczył walizę i parasol. Ale ten ostatni ładnie złożony pod pachą. No cóż, z cukru nie jestem, czepiać się nie będę.

Po umieszczeniu bagaży w aucie i odpaleniu silnika pan poczuł się w obowiązku nawiązać grzecznościowy dialog.

- First time in Macedonia?
- No, I was here a year ago.

Cisza. Najwyraźniej piłeczka znalazła się po mojej stronie, więc nieśmiało pytam:

 - Have you been sent here by the hotel, or by our distributor? - próbuję wysondować, czy podwózka z lotniska odbywa się na koszt naszego firmowego pośrednika, czy też zapewnia ją hotel.
 - Yes, hotel only 10 minutes from the airport! - radośnie podchwycił pan i poczułam, że nasza rozmowa z przyczyn obiektywnych musi skończyć się właśnie w tym momencie.

I dopiero kiedy mój mało rozmowny szofer wyciągał bagaże z samochodu zauważyłam, że jest nieziemsko wprost podobny do Colina Farrella. Oczywiście w swoim najsłynniejszym filmowym wcieleniu...