28 grudnia 2009

Udało się!

A co? Zmęczyć tatę. Oto wyznał łamiącym się głosem, że ma dość.

Dodam, że stało się to po tym, jak przemierzył z Alicją na ręku (ostatnie ważenie Ali: 5100 g) około 14 kilometrów krokiem tokującego cietrzewia. Z pieśnią na ustach.

Tak na marginesie: tokujący cietrzew porusza się tak:



Pozytyw? Mąż wyznał, że już mnie rozumie. Nareszcie...

A tak wyglądali na siódmym kilometrze:


Na szczęście po Świętach...

Na nasze szczęście Święta trwają tylko dwa dni.

Przeżyliśmy skomasowany atak kulinarny mamy i teściowej. Wyścig zbrojeń przeniósł się z szafy Małej (która kupi więcej cukierkowo-różowych sukieneczek w kokardki) na to, która ugotuje więcej, bardziej tłusto i niezdrowo, a zatem pyszniej. Na razie jest remis.

Dla mnie, Matki Karmiącej (he, he, ale zabrzmiało!) tradycyjna polska Wigilia nie oferuje zbyt wiele. No bo ani smażonego, ani z cebulką, ani kapusty, ani śledzi, ani grzybków... Pozostaje karp w galarecie i pieczywo. Byłabym zapomniała o wodzie mineralnej i opłatku. Głodówka mi co prawda nie zaszkodzi, ale dyskryminacja przy stole wzbudza we mnie złość. A jak Matka Karmiąca zła, to najpewniej również i głodna, więc w sumie na jedno wychodzi.

Co do Taty, to pogłębia się u niego tacierzyństwo. Objawia się to częstym przemierzaniem mieszkania z Małą na ręku krokiem pijanego kameleona i, uwaga, uwaga, na śpiewaniu! Efektem ubocznym jego wokaliz było między innymi wyzdychanie szkodników roślin doniczkowych, a także znaczące pogorszenie stosunków z sąsiadami. W końcu gwałt na marszu torreadora z Carmen dla niektórych może okazać się kroplą przepełniającą kielich goryczy...

Dla jasności: kameleon porusza się tak:



A pijanego musicie wyobrazić sobie sami.

A tu kilka aktualnych zdjęć Ali:








2 grudnia 2009

Ministerstwo głupich kroków

Ulubione zajęcia niemowlaka, na które poświęca 90% czasu, to: zaparcia, wzdęcia i kolka. Często rówież po prostu się nudzi i natarczywie żąda atencji. Na szarym końcu plasują się spanie i jedzenie. Rzecz jasna rodzice chcieliby te proporcje odwrócić, tym bardziej, że wspomniane hobby Zwierzątka są raczej hałaśliwe niż bezgłośne. Co wrażliwsi sąsiedzi podkręcają głośniej telewizory albo odwiedzają rodziny.

Jeżeli komuś się wydaje, że do uspokojenia rozwrzeszczanego bachora wystarczy go trochę pohuśtać na ramionach albo pobujać w wózku, to znaczy, że naoglądał się filmów i teraz powtarza głupoty. Tym niemniej istnieją sposoby pozwalające choć trochę okiełznać żywioł życia rwącego się do świata.

Metody te należą do kategorii mechanicznych i tym różnią się od farmakologicznych czy ludowo-przesądowych, że dostępne są na zawołanie i nie wymagają żadnych przygotowań czy inwestycji. Nie w każdej przecież aptece można kupić anestetyki, tak czy nie?

Kolka
Ciałko delikwenta czy delikwentki kładziemy sobie na rękach w miarę poziomo, a następnie zaczynamy się poruszać w ten sposób, że dajemy krok naprzód, wspinamy się na palce wysuniętej stopy, chwilę się zatrzymujemy, opuszczamy się i powtarzamy czynność z drugą nogą. Brzdąc powinien poruszać się ruchem posuwisto-zwrotnym w górę i w dół. Utrzymujemy mniej więcej tempo tanga.
Wbrew pozorom krok ten nie jest wcale łatwy i bezwysiłkowy i jego opanowanie wymaga treningu. Dobrze jest poćwiczyć trochę przed lustrem - im bardziej przypomina to marsz paradny greckich komandosów, tym lepiej.

Dzieciak uspokaja się dosłownie po kilku minutach, ale do odłożenia do łóżeczka (o czym niżej) nadaje się dopiero po mniej więcej dwóch kilometrach.

Zaparcia i wzdęcia
Główkę dziecka kładziemy w zgięciu łokciowym prawej ręki, resztę człowieczka opierając na przedramieniu. Lewą dłonią podtrzymujemy stopy i delikatnie je unosimy. Kiedy właściwa postawa jest już przyjęta, ruszamy do walczyka. Ważne: musi to być walczyk w wersji dla cierpiących na ADHD.

Po półgodzinie i jednej kupie później możemy ostrożnie odtrąbić sukces, aczkolwiek czas ten może się wydłużyć w przypadku bąków zrywających pieluchy.

Dzieciak śpi, odkładamy go do łóżeczka
Teraz najważniejsza czynność: musimy się pozbyć ciężaru z mdlejących ramion. Tym samym krokiem, jakim uspokajaliśmy małego terrorystę zbliżamy się do łóżczeka czy innego kojca. Opanowujemy drżenie wykończonych nóg i drepcząc w miejscu (dzięki czemu oszukujemy zmysł słuchu gadziny) powolutku odkładamy ładunek na miejsce. Wysunięcie rąk spod malucha tak, aby go nie obudzić, powinno być łagodne, stopniowe i trwać co najmniej kwadrans.

Uf, mamy kilka minut dla siebie. Nieźle, prawda?

Naprawdę nie wiem, dlaczego obie powyższe metody są tak skuteczne, ale faktem jest, że działają. Być może wykonując dzikie ruchy odwracamy uwagę dziecka od jego problemów albo też ciągłe zmiany położenia regulują przepływ w przewodzie pokarmowym wszystkiego tego, co przez niego przepływa.
Niewykluczone jest też jednak, że dzieciak od pierwszych tygodni zaczyna się bać ojca-szajbusa.

Nuda lub ogólne niezadowolenie z bycia niemowlakiem
Te przypadłości są najłatwiejsze do okiełznania. Z pojękującym lub kwilącym bachorem udajemy się do sypialni rodziców i brutalnie wyciągamy z łóżka odsypiającą noc mamę. Usadawiamy obydwoje na kanapie w salonie i włączamy telewizor z ustawioną minimalną głośnością. Rodzaj audycji nie ma znaczenia.
Pędem wracamy do rozgrzanego jeszcze łóżka i... voilà, po kłopocie.