Wczoraj, odbierając dzieci z przedszkola, skręciłam nogę w kostce. Najpierw przeklęłam siarczyście schody, które miały czelność posiadać dodatkowy stopień, którego wcale się nie spodziewałam, zdławiłam kolejną porcję wyrażeń nieparlamentarnych próbując opanować lekkie zaćmienie umysłu, a potem - ku uciesze progenitury - dałam im małą pokazówkę "Ministerstwa Głupich Kroków". Niech się młodzież chowa na najlepszym angielskim humorze, a co!
- Mamo, czemu tak śmiesznie chodzisz? - zapytał ubawiony po pachy Adaś.
- Bo skręciłam nogę w kostce i teraz bardzo mnie boli - wysyczałam przez łzy.
- Trzeba było uważać... - dodała rzeczowo Ala sadowiąc się w swoim foteliku.
Wracając do domu błogosławiłam w myślach konstruktorów automatycznej skrzyni biegów i samą siebie, że łaskawa byłam uszkodzić lewą, nie prawą nogę.
Rano Ala, zobaczywszy mój fachowo zrobiony przez Artura okład z sody oczyszczonej, wypala:
- Mamo, a czy noga ci się już ODKRĘCIŁA?