26 października 2010

Dwanaście miesięcy

Dużo czy mało? Zależy od punktu siedzenia. Jak się siedzi na pieluszce, to baaardzo wiele. Sami popatrzcie:












12 października 2010

To lubię... a tego nie!


Z obserwacji prawie rocznego dziecka można czerpać wiele przyjemności. Kształtowanie się gustu to skomplikowany proces, który udaje się nam czasami uwiecznić na zdjęciach. Oto kilka z nich:

Pranie z wirowaniem jest nawet lepsze niż National Gerographic!


Spacer z grającą krową należy do przyjemności. Najfajniej podjechać do przechodnia i znienacka zaryczeć jak mleczna holenderska ;-).

Mama nie wie, że skarpetki nie mogą leżeć w szufladzie razem z rajstopami!
Siedzenie w Alcatraz też ma swoje uroki - pod warunkiem, że mama siedzi obok!
- Are you talkin' to me? Nie, to tylko zupa z buraczków... Niekoniecznie moja ulubiona...



Na szczęście można się później wykąpać i dusić kaczki... a one tak piszczą!




7 października 2010

Loczki

Dawno, dawno temu to się działo, jeszcze w zamierzchłych czasach narzeczeństwa.

Wracam ja sobie grzecznie z pracy do domu, pogoda piękna, wiosna w koło, radio gra, stoję w korku. Wybiła pełna godzina, w radiu wiadomości.

" - Dziś wymierzono ostateczny cios w mafię ożarowską. Funkcjonariusze weszli do kilkudziesięciu lokali i zatrzymali ponad 30 członków tej organizacji przestępczej, w tym szefa mafii - Artura S., pseudonim Loczek."

Zaczęłam się zastanawiać, gdzie mój narzeczony owego loczka posiada. Kilka miejsc na ciele wykluczyłam od razu, pozostało kilka potencjalnie podejrzanych. Pytaniem otwartym pozostawał również sens mojego powrotu do domu, bo nie miałam ochoty sprzątać po rewizji. No niby znam człowieka, pierścionek z brylantem przyjęłam i coś tam obiecałam, ale czyż przyroda nie zna przykładów na podwójne życie?

Z drżeniem serca zaparkowałam pod blokiem, weszłam na górę. Żadnych śladów działalności Policji, narzeczony grzecznie pracuje przy komputerze i nie sprawia najmniejszego nawet wrażenia bycia aresztowanym.

Ale temat loczków, tak niespodzianie wywołany przez walkę z przestępczością zorganizowaną, nie dawał mi spokoju. I, po latach, wyszło szydło z worka... Ujawniły się, ale w drugim pokoleniu!

Hau, hau!

No muszę wejść pod stół i odszczekać. W przeciwnym razie byłabym niemożebnie niesprawiedliwa wobec mojego ślubnego.

Fakty:
- na ryby pojechał,
- pomna ostatnich sukcesów wędkarskich nie wierzyłam (tu następuje głuchy odgłos bicia się pięściami w piersi), że tym razem będzie inaczej, czyli na bogato,
- no i stało się - mąż z Mazur przytargał potwora z jeziora.


No i teraz hau, hau, hau, jak w temacie!

P.S. Szczupak z patelni był pyszny, wszyscy jedli, Ala również.

Spać każdy może...

Jeden lepiej, a drugi gorzej.

Ale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi. Bo tu po prostu trzeba mieć talent.


1 października 2010

Poczekalnia usłana moherem

Czas i miejsce akcji: Dzisiaj rano, poczekalnia NZOZ, mała miejscowość pod Warszawą, kolejka do gabinetu zabiegowego do pobrania krwi.

Osoby: Ja (6 miesiąc ciąży, brzuch widoczny), moja 11-miesięczna Ala w wózeczku, 7 "moherowych beretów", Pani z Dzieckiem (mama około 35 lat z kilkunastoletnim dzieckiem).

Ja: - Dzień dobry. Wszystkie Panie do punktu pobrań?
Wszyscy: - Tak!
Ja: - Która z Pań ostatnia?
Moher7: - Ja.
Pani z Dzieckiem (do mnie): - No ale przecież Pani nie będzie czekać! Ja zaraz wchodzę, więc proszę wejść przede mną.
Ja: - Bardzo Pani dziękuję!
Mohery (chórem): - Ale jak to, my tu siedzimy tyle czasu!; ja mam nadciśnienie!; ja wnuka odbieram zaraz!; ja słabo się czuję, ja mam zawroty...o, wczoraj się mało nie przewróciłam, na grzybach byłam droga Pani, no mówię, że mnóstwo, pięć kilo przyniosłam, a ja czasu nie mam czekać!; Co to ma znaczyć! Przecież tu kolejka obowiązuje!; wpychają się takie i potem godzinami na poczekalni trzeba siedzieć...
Ja: - Skoro to kłopot, to ja zaczekam.
Pani z Dzieckiem: - Mowy nie ma, Pani wchodzi przede mną i koniec. Panie chętnie zaczekają, w końcu nie potrwa to długo, prawda?
Ja: - Tylko jedna strzykawka do pobrania, na morfologię.
Mohery (chórem):... głuchy pomruk niezadowolenia, parę uwag na temat dzieciorobów, prawie niedosłyszalne komentarze w stylu: 'jeden dzieciak jeszcze nie chodzi i już sobie następne strzeliła'.

Dwie minut później, wychodzę z gabinetu po pobraniu.
Ja: - Jeszcze raz dziękuję, do widzenia!
Pani z Dzieckiem: Do widzenia, nie ma problemu!
Mohery (chórem): ... ledwie słyszalne 'do widzenia'.

Kurtyna.