26 października 2009

Stado!

No i stało się - jesteśmy we trójkę (nie licząc psa).
20 października o godz. 17:34 przyszła na świat Alicja.

Alicja na początku była brzydka jak Whoopi Goldberg w trakcie demakijażu, ale po kilku godzinach położne ją umyły i już było zupełnie fajnie.

Anka z małą pozostały w szpitalu przez cztery dni, w trakcie których ze wszystkimi portierami i ochroniarzami w placówce przeszedłem na "ty", co okazało się o tyle przydatne, że nie miałem problemów z parkowaniem na terenie szpitala, a dzięki cwanemu zielonemu wdzianku mogłem odwiedzać obie swoje dziewczyny również poza oficjalnymi godzinami (położne udawały, że mnie nie widzą). To taka mała podpowiedź dla przyszłych ojców.

Coś wam powiem na temat tzw. porodu rodzinnego: nikt i nic nie jest w stanie przygotować was na taki ładunek emocji.
Anka zadzwoniła do mnie we wtorek krótko po dziesiątej:

- To jest TEN telefon.

Godzinę później byłem już na bloku porodowym.
Pięć sal porodowych; z każdej dochodzą wrzaski, jakby żywcem obdzierano tam ludzi ze skóry. Na razie nie pękam, melduję się w rejestracji, znajduję Ankę.

To, co się dzieje w sali przez następne cztery godziny to National Geographic Channel do potęgi dziesiątej. W końcu poród dochodzi takiego etapu, kiedy można zawołać anestezjologa. Dostajemy godzinę spokoju.

Zaczyna się właściwa akcja. Szlag trafia znieczulenie i spokój, personel medyczny już nie opuszcza sali. Wszyscy wrzeszczą na Ankę, żeby parła, a potem oddychała. Kiedy w końcu jedna z położnych krzyknęła "Widzę główkę i ciemne włoski", o mało nie zjechałem na podłogę. Modliłem się, żeby wkopano mnie od stół i zajęto się Anką.

A później nagle wszystko się uspokoiło. Jedna z pielęgniarek prosi "dzielnego tatusia" (mnie, znaczy się), aby dokonał swojego obowiązku. Przecinam pępowinę. Po chwili rozlega się krzyk noworodka, a ja kompletnie się rozklejam.

- Czy pan się dobrze czuje? - na pytanie położnej jestem w stanie tylko kiwnąć głową.

Dwie godziny po porodzie, wciąż w tej samej sali, Anka stwierdza: myślałam, że będzie gorzej. Jakieś pytania?

Reszta, jak to się powiada, jest już historią. Jesteśmy w domu, sypiamy na zmianę (wachty) i czasami tylko śmiejąc się narzekamy, że szpital nie dał nam instrukcji obsługi do małej i wszystkiego się uczymy.




Ps. Tą drogą pragniemy przekazać najszczersze podziękowania lekarzom i położnym ze szpitala przy ul. Madalińskiego w Warszawie