Siedzimy sobie z Anką na plaży pod parasolem i pilnujemy nie naszej szarańczy kąpiącej się w Morzu Karaibskim. Jest trzydzieści stopni, słońce świeci jak opętane, jakiś ziomal chce mi sprzedać działkę marihuany, inny wciska mi cepelię z orzecha kokosowego. A wszystko to w dzień wigilijny.
Pijacki sen wariata? Surrealizm? Nie, to podróż poślubna na Karaiby!
Z pogodą bywa tutaj bardzo różnie i bardzo dziwnie. Właśnie miałem przewrócić się z brzucha na plecy, kiedy spadł deszcz. Na szczęście mieliśmy spory parasol, więc schroniliśmy się nie tylko sami, ale zaprosiliśmy również jakąś Amerykankę z córką.
Wymiana uprzejmości, a skąd jesteście i tak dalej. Konwersację zostawiłem Ance. Po pięciu minutach przestało lać, a po kolejnych pięciu cała amerykańska wycieczka wiedziała już, że jesteśmy w podróży poślubnej i przy okazji opiekujemy się trójką dzieci, których mama zachorowała. Zdaje się. że w USA za coś takiego grozi udział w jakimś znanym talk-show, ale nas na szczęście nic takiego nie spotkało.
Przy okazji odświeżyłem sobie wiedzę z zakresu prędkości roznoszenia plotek przez kobiety.
Po powrocie do domku Anka zarządziła zupełnie poważne przygotowania do wieczerzy wigilijnej. Z tej okazji została ubrana choinka.
Następnie zaatakowana została kuchnia. Mieliśmy zakupione jakieś nieprawdopodobne zapasy świeżej ryby, głównie dorady, którą Krzysiek miał przygotować na grillu, ale wiał zbyt mocny wiatr i trzeba było skorzystać z piekarnika w kuchni.
Ostatecznie na stole znalazły się same tradycyjne poprawy: sałatka ziemniaczana z bananów, ryż z szafranem i dorada z piekarnika. Po wstępnej degustacji ryba została wycofany z kolacji. Okazało się, że przy porywistym wietrze Krzysztof traci swój talent kulinarny.
Później dzieciaki wyciągnęły spod choinki prezenty,a jeszcze później ciotka Anka z wujkiem Arturem udali się na zasłużony wypoczynek.
Wesołych Świąt!