Oj sporo się wydarzyło odkąd po raz ostatni któreś z nas odkurzało bloga... Imć Małżonek spoczął na laurach pisarskich i nawet groźba rozwodu nie była w stanie zmobilizować go do pisania.
Tytułową wojnę prowadzę jednocześnie na kilku frontach, ale po kolei:
Front Wschodni - Małżonek i jego niemoc pisarska. Na tym polu klęska goni klęskę, więc może nie będę się, nomen omen, rozwodzić.
Front Północny: wojna z dziecięciem własnym, dalej Alicją zwanym. Dziecię uparło się, zablokowało, zafiksowało i mówi wyłącznie TATA. Wszystko, co fajne, to TATA. Pies jest TATA, pilot od DVD jest TATA, sam tata jest TATA i, o zgrozo!, nawet Kaczyński w telewizji jest TATA. Będziemy musieli popracować trochę nad młodzieżą... MAMA pojawia się na ustach Alicji tylko wtedy, gdy dziecię jest głodne lub nieszczęśliwe, co w jej wieku oznacza w gruncie rzeczy to samo. Bestia szybko zorientowała się, kto ma kluczyk do szafki z łakociami...Cały tatuś.
Front Zachodni (od zachodzenia): tutaj mamy prawdziwy Blitzkrieg ;-)). Otóż już w styczniu Ala przestanie być jedynaczką i zostanie Starszą Siostrą. Zamawialiśmy Adasia, zobaczymy (może już w sierpniu), czy nie pomylili paczek.
Pozdrawiamy!
27 czerwca 2010
15 maja 2010
7 maja 2010
Majowa zębatka
- Ałaaaaaaaaaaaa... ona ma ZĘBY!!!
- Ma co??? - oboje z Arturem rzuciliśmy się do fotelika, w którym zdeponowaliśmy Alę i pozostawiliśmy ją pod czułą opieką cioci Madziary.
- No zęby, ugryzła mnie, wredota mała. Wzięła mojego kciuka, wpakowała sobie do buzi i użarła! Mam nadzieję, że szczepiona...
Komisyjnie zajrzeliśmy do buzi naszej pociechy, a tam, najzwyczajniej w świecie, bezczelnie i nieodwołalnie objawiły się nam dolne jedynki. Pierwsze zęby na Pierwszego Maja!
Na poważnie zaczęliśmy się zastanawiać, czy na drzwiach wejściowych nie zamontować tabliczki: UWAGA, ZŁY NIEMOWLAK.
A to efekty sesji zdjęciowej cioci Madziary. Prawda, że obłędne?
- Ma co??? - oboje z Arturem rzuciliśmy się do fotelika, w którym zdeponowaliśmy Alę i pozostawiliśmy ją pod czułą opieką cioci Madziary.
- No zęby, ugryzła mnie, wredota mała. Wzięła mojego kciuka, wpakowała sobie do buzi i użarła! Mam nadzieję, że szczepiona...
Komisyjnie zajrzeliśmy do buzi naszej pociechy, a tam, najzwyczajniej w świecie, bezczelnie i nieodwołalnie objawiły się nam dolne jedynki. Pierwsze zęby na Pierwszego Maja!
Na poważnie zaczęliśmy się zastanawiać, czy na drzwiach wejściowych nie zamontować tabliczki: UWAGA, ZŁY NIEMOWLAK.
A to efekty sesji zdjęciowej cioci Madziary. Prawda, że obłędne?
2 maja 2010
Pan kotek był chory?
Żeby nie było nieporozumień: ubóstwiam moją teściową. Serio. Większość populacji zapewne chciałaby odesłać mamusię swego ślubnego/ślubnej na niewygodnej i sękatej miotle na odległą placówkę, a ja lubię tę kobietę i tyle. Ale do rzeczy.
Dziwnym zrządzeniem losu, po moim powrocie do pracy po urlopie macierzyńskim, Ala nie trafiła do umówionej wcześniej niani, ale pod opiekę mamy mojego małżonka. I tak zaczyna się historia mojej histerii.
Pewnego dnia babcia Ela oznajmiła blada jak ściana, że Mała miała na spacerze dziwny objaw - zagapiła się na coś w górze i dopiero dwa potrząśnięcia niemowlakiem później wróciła do świata ludzi przytomnych. Na takie dictum nie zemdlałam, ale było blisko. Dla teściowej wyglądało to na zatrzymanie akcji serca, dla mnie zaś na... atak padaczki.
Polska Służba Zdrowia to temat na cztery habilitacje (nie przymierzając). Możecie się domyślać, że październikowy termin wizyty kontrolnej u neurologa niekoniecznie nas satysfakcjonował. Tu zaczęła się galopada, telefonowanie, załatwianie, umawianie się... Dość powiedzieć, że w końcu się udało - Alę obejrzał neurolog (jaka śliczna dzidzia!), wykonano jej USG główki (piękny mózg!) i, co najważniejsze, wykonano jej EEG (jaka słodka, po prostu do schrupania!). Ala wróciła do domu bogatsza o garść prawidłowych wyników badań i stado zakochanych nowych ciotek-lekarek i ciotek-pielęgniarek. Ufff.....
W domu:
- Kochanie, wiesz, że uwielbiam twoją mamę. Strasznie martwi się o Małą. Wiem też, że Ala jest u niej pod lupą, więc daję babci Eli maksymalnie dwa tygodnie na zdiagnozowanie u dziecka nowej, groźnej choroby.
Myliłam się. Wystarczyły dwa dni.
- Aniu, Ala mi tu pokasłuje. Pewnie ma koklusz! A poza tym zrobiła bardzo brzydką zieloną kupę. Ja nic nie mówię, ale to mi wygląda na infekcję układu pokarmowego.
A mi wygląda to na wczorajsze jagódki w menu Alicji...
Ale jak tu nie kochać babci Eli?
Dziwnym zrządzeniem losu, po moim powrocie do pracy po urlopie macierzyńskim, Ala nie trafiła do umówionej wcześniej niani, ale pod opiekę mamy mojego małżonka. I tak zaczyna się historia mojej histerii.
Pewnego dnia babcia Ela oznajmiła blada jak ściana, że Mała miała na spacerze dziwny objaw - zagapiła się na coś w górze i dopiero dwa potrząśnięcia niemowlakiem później wróciła do świata ludzi przytomnych. Na takie dictum nie zemdlałam, ale było blisko. Dla teściowej wyglądało to na zatrzymanie akcji serca, dla mnie zaś na... atak padaczki.
Polska Służba Zdrowia to temat na cztery habilitacje (nie przymierzając). Możecie się domyślać, że październikowy termin wizyty kontrolnej u neurologa niekoniecznie nas satysfakcjonował. Tu zaczęła się galopada, telefonowanie, załatwianie, umawianie się... Dość powiedzieć, że w końcu się udało - Alę obejrzał neurolog (jaka śliczna dzidzia!), wykonano jej USG główki (piękny mózg!) i, co najważniejsze, wykonano jej EEG (jaka słodka, po prostu do schrupania!). Ala wróciła do domu bogatsza o garść prawidłowych wyników badań i stado zakochanych nowych ciotek-lekarek i ciotek-pielęgniarek. Ufff.....
W domu:
- Kochanie, wiesz, że uwielbiam twoją mamę. Strasznie martwi się o Małą. Wiem też, że Ala jest u niej pod lupą, więc daję babci Eli maksymalnie dwa tygodnie na zdiagnozowanie u dziecka nowej, groźnej choroby.
Myliłam się. Wystarczyły dwa dni.
- Aniu, Ala mi tu pokasłuje. Pewnie ma koklusz! A poza tym zrobiła bardzo brzydką zieloną kupę. Ja nic nie mówię, ale to mi wygląda na infekcję układu pokarmowego.
A mi wygląda to na wczorajsze jagódki w menu Alicji...
Ale jak tu nie kochać babci Eli?
Subskrybuj:
Posty (Atom)