1 maja 2010

Megapiksel

Z fotografią to jest tak, że każdy, kto ma byle cyfraka, może się niby nią zajmować. Im kto jest większym snobem, tym bardziej szpanuje megapikselami, ogniskowymi i czym tam jeszcze, aby przesyłać znajomym komunikat podprogowy o treści "moje kung-fu jest lepsze niż twoje". Czasem nawet jeden czy drugi weźmie do ręki książkę o fotografowaniu albo pójdzie na kurs. Noo, potem to już pełny wypas. Ustawianie scen, gra światło-cienia, laski zbierają szczęki z podłogi.
Problem zaczyna się wtedy, gdy ze swoim aparatem przyjeżdża ciotka Magda i pykając od niechcenia fotki rujnuje człowiekowi nie tylko dzień, ale i marzenia o przyszłości widzianej przez obiektyw. Ot, po prostu arcydziełka.
No dobra, Magda jest zawodowym fotografem, Photoshopa ma w małym palcu, od niedawna pracuje całkiem na swoim i przy okazji jest całkiem sympatyczna, więc może to nie taka ujma przyznać, że samemu fotografem jestem całkiem mizernym.

A już zupełnie poważnie: po obejrzeniu zdjęć zrobionych przez Magdę (próbki poniżej) podjęliśmy z Anką decyzję o zrobieniu pełnej sesji z małą. I za trzy miesiące też. I później też też. To naprawdę piękne pamiątki pięknych chwil.

Ps. Magda ma swoją stronę tutaj.

25 marca 2010

Kremik

W sobotę Anka ze swoją teściową wybrały się do kina, więc na moment zostałem samotnym ojcem. Krótko po powrocie ze spaceru usłyszałem odgłos spłuczki klozetowej dochodzący od strony fotelika, w którym siedział brzdąc.

- Idziemy na przewijak, moja panno.

Zdejmuję pieluchę - okej, nie zemdleję przez co najmniej 10 minut, zdążę przewinąć. Kiedy już doprowadziłem do porządku to, co w porządku wcale nie było i zapiąłem pieluchę, zamiast normalnego w tych okolicznościach uśmiechu na buzi dziecka zobaczyłem podkówkę i drgającą dolną wargę. Tato, dlaczego mi to robisz?

Szybko przebiegłem przez listę wykonanych czynności:

mokra chusteczka - była, nawet niejedna
sucha chusteczka - patrz wyżej,
podłożyć świeżą pieluchę - jest,
kremik - momencik...

Rozpinam pieluchę, wyjmuję wieczko od kremu, zapinam pieluchę, wszyscy się cieszymy.

20 marca 2010

Wiosna!

Przepis na prawie wiosenny spacer.

Krok pierwszy:
Na początku należy zrobić się na bóstwo. Nieistotne, że używa się do tego musu z jagód. Najważniejsze, to damą być!


Krok drugi:
Wiosenna kreacja w odpowiednich kolorach.

... widziałam oooooorła cień!
Krok trzeci:
Znaleźć odpowiedniego jelenia do pchania wózka, który na dodatek będzie z tego powodu niemożebnie szczęśliwy.

... jeszcze tylko 18 lat i będzie znowu spokojnie!

Krok czwarty:
Wiosny szukać nawet tam, gdzie nie powinno jej być.

... orły, sokoły, bażanty...

Na koniec (po powrocie sprintem do domu):
Najeść się.



A to, że przegoniło się mamę, tatę i psa kurcgalopkiem przez pół miasta jest sprawą drugorzędną. Najważniejsze, że ponoć jest wiosna! Czego i Wam życzymy.