- Kończysz już zakupy? To dobrze.
To właśnie usłyszałam przez telefon. Tło rozmowy stanowiły wrzaski odzieranego ze skóry i godności osobistej niemowlęcia. To jeden z tych telefonów, który potrafi zjeżyć nieistniejące włosy na plecach każdej mamy. Rzucam się na taśmę (tę przy kasie) i zaklinam kasjera, żeby się pospieszył.
Od początku: w ramach powrotu do środowiska naturalnego od czasu do czasu wyrywam się na zakupy. Ala z tatą, zaopatrzeni w mleko, pilota do TV i grzechotki różnego sortu zostają w domu pod telefonem.
- Bo to mleko, które nam zostawiłaś jakoś dziwnie smakuje. Coś jakby Ludwikiem czy inny zajzajerem do mycia naczyń. Generalnie z chemią domową mi się kojarzy. Jesteś pewna, że dokładnie umyłaś butelkę?
Jestem pewna.
- A dużo tego zjadła? - pytam ostrożnie.
- Sporo. Teraz zwija się i wrzeszczy w sposób niekontrolowany. I jakoś tak nieufnie na mnie patrzy. Spod byka tak...
Z prędkością światła pokonuję drogę powrotną do domu, łamiąc przy okazji wszystkie możliwe przepisy drogowe. Dopadam do domu. Próbuję mleka.
To... kefir o smaku polietylenu. W zepsutym mleku (nota bene: według wszelkiej zgromadzonej wiedzy rzeczone mleko nie miało prawa zepsuć się w ciągu 12 godzin przechowywania w lodówce) został podgrzany kawałek plastiku, który odpadł od laktatora...
Na szczęście Ala, mimo naszych szczerych wysiłków, przetrwała eksperyment bez szwanku. To się nazywa mieć strusi żołądek...
Geny to wielka siła!
4 marca 2010
20 stycznia 2010
W pierwszych słowach mego listu...
- Amok! - rozlega się znad przewijaka. Udaję, że nie słyszę.
- Amok! - tym razem wołanie Ali jest bardziej natarczywe i wyraźniejsze. Podchodzę do Małej.
- Jesteś pewna, że nie "mama"? - próbuję przekonać niemowlę, że bardziej stosowne do wieku byłoby zawołanie rodzicielki niż określanie stanu emocjonalnego. Odpowiada mi promienny uśmiech i całkiem już normalne "agu". Puszczam incydent w niepamięć.
Dwa dni później. Dziecię nakarmione, przewinięte, znaczy się: zadowolone i rozmowne.
- Mumba! Mumba! - nutka tryumfu w głosie Ali jest nie do zignorowania. Zaglądam do wózka.
- Agu! - bezzębny uśmiech i trzepot rzęs każą mi zastanowić się, czy nie mam przypadkiem omamów słuchowych.
- Czy ty rzucasz na mnie jakieś zaklęcia? - pytam niepewnie.
- Agu! - potwierdza Mała.
Dzisiaj w kuchni. Mała w leżaczku gada do storczyków na oknie. Zerkam niepewnie na Alę przysłuchując się jednocześnie jej monologowi.
- Amen! - pada na koniec całej serii "agu". Storczyki są wyraźnie wstrząśnięte.
Ja sprawdzam w dowodzie, czy nie mam na drugie Rosemary.
- Amok! - tym razem wołanie Ali jest bardziej natarczywe i wyraźniejsze. Podchodzę do Małej.
- Jesteś pewna, że nie "mama"? - próbuję przekonać niemowlę, że bardziej stosowne do wieku byłoby zawołanie rodzicielki niż określanie stanu emocjonalnego. Odpowiada mi promienny uśmiech i całkiem już normalne "agu". Puszczam incydent w niepamięć.
Dwa dni później. Dziecię nakarmione, przewinięte, znaczy się: zadowolone i rozmowne.
- Mumba! Mumba! - nutka tryumfu w głosie Ali jest nie do zignorowania. Zaglądam do wózka.
- Agu! - bezzębny uśmiech i trzepot rzęs każą mi zastanowić się, czy nie mam przypadkiem omamów słuchowych.
- Czy ty rzucasz na mnie jakieś zaklęcia? - pytam niepewnie.
- Agu! - potwierdza Mała.
Dzisiaj w kuchni. Mała w leżaczku gada do storczyków na oknie. Zerkam niepewnie na Alę przysłuchując się jednocześnie jej monologowi.
- Amen! - pada na koniec całej serii "agu". Storczyki są wyraźnie wstrząśnięte.
Ja sprawdzam w dowodzie, czy nie mam na drugie Rosemary.
19 stycznia 2010
Odrobina retro
- Uszy po dziadku Zenonie - wtrącił teść. Nie wiem, kim był wujek Zenon i zaczęła mnie gryźć niepewność.
Na "kartofla w miejscu nosa po dziadku" mój tata zareagował bez specjalnego entuzjazmu.
W ogóle wszyscy nagle zaczęli dopatrywać się w naszej córce wszystkich możliwych podobieństw do szacownych przodków i krewnych, choćby nawet byli piątą kądzielą po mieczu. Gdyby tak dalej poszło, to w krótkim czasie z dzieciaka zrobiliby nam potwora doktora F. Miałem tego dość, więc udałem się do rodzinnego archiwum, wygrzebałem kilka starych fotografii i pozamykałem wszystkim aparaty mowy.
Miał rację Dawkins twierdząc, że geny rządzą tym światem, no nie?
Subskrybuj:
Posty (Atom)