Wakacje rządzą się swoimi prawami i jakoś tak wyszło, że w czasie pobytu nad Morzem Czarnym dopuszczaliśmy różne kulinarne bezeceństwa, w tym desery po każdym posiłku. Przed również.
- Mamo, co będzie na deser? - pyta Ala zasiadłszy na krześle.
- Tata zaraz pójdzie i sprawdzi, co dzisiaj przygotował dla nas kucharz.
- Ooooo, słodkie kulki! - Ala nie posiada się ze szczęścia na widok słodkiego do nieprzytomności deseru.
- Mamo, a co to jest? - pyta, na wpół zaklejona cukrowym syropem.
- To jest...
- ... kupa bułgarskiego niedźwiedzia... - wypala Artur ze wzrokiem utkwionym w punkcie ponad moją głową.
- ...który najadł się miodu, dlatego jest to takie słodkie. - dodaję z miną pokerzysty z czterdziestoletnim stażem.
Niby wszystko w porządku, wyjaśniamy dzieciom, że to był żart, ale... kiedy Artur odbiera dzieci po przedszkolu pierwszego dnia po powrocie z wakacji, pani przedszkolanka, z szatańskim błyskiem w oku oznajmia:
- Ala chwaliła się, co jadła na wakacjach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz