Miałam sen...
Nie, nie będzie o Marcinie Luterze Kingu. Ja sen miałam naprawdę i dziecię moje młodsze bez skrupułów go przerwało. Nieodwracalnie. Próbowałam dośnić, ale włączyło się radośnie dziecię starsze, więc szukam pomocy gdzie indziej.
A było to tak.:
Z dawno niewidzianą Przyjaciółką (ściskam Cię, Jeżu!) siedziałyśmy w jednej z sypialni pałacu Buckingham. W pokrętnej sennej logice byłyśmy niewidzialne dla otoczenia, które - nadzwyczaj ożywione - planowało ewakuację rodziny królewskiej, której grożono zamachem. Wyprowadzano właśnie królową Elżbietę II, kiedy książę Filip wysyczał (dodam, że piękną polszczyzną) - "Muszę jeszcze zabrać moją protezę..."
W tym momencie rzeczona Przyjaciółka, której najwyraźniej wspomniana proteza z czymś się skojarzyła, niepomna na niezwykłość sytuacji, wypaliła:
- A wiesz, kawał mi się przypomniał!
Spotykają się dwa małżeństwa w wieku około 80 lat. Rozmowa schodzi na tematy okołołóżkowe. Jeden z małżonków pyta drugą parę:
- A jak tam u was z seksem?
- No wiesz, nieszczególnie dobrze, już nie te lata...
- A to dziwne, bo u nas rewelacja, robimy to kilka razy dziennie, w pozycjach, o których nam się wcześniej nawet nie śniło i ciągle nam mało...
- Ale jak to się wam udaje?
... i właśnie w tym momencie syn mój postanowił, że rozwiązanie wielkiej zagadki ludzkości jest mniej ważne od jego posiłku, co oznajmił światu donośnym wrzaskiem...
Zna ktoś ciąg dalszy?
P.S. Przypuszczam, że psy rasy Welsh Corgi Pembroke, które pasjami hoduje królowa Elżbieta II, podczas ewakuacji pałacu Buckingham zachowały filozoficzny spokój. Zupełnie jak nasz egzemplarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz