Ostatnimi czasy dziecię nasze zapałało dziwną i niewyjaśnioną namiętnością do gresu w korytarzu.
Owa osobliwa przypadłość objawia się leżeniem Ali na brzuchu na rzeczonym gresie, wydawaniem dźwięków kojarzonych z zadowoleniem i błogostanem oraz lizaniem podłogi połączonym z obfitym ślinotokiem. Kilka razy dziecię podjęło próbę ugryzienia płytek kompletem ośmiu zębów mlecznych. Znajomość najwyraźniej się rozwija i przechodzi w inny wymiar.
Nie wszystkie epizody ataku namiętności było mi dane podziwiać, ale wiem, że miały miejsce. Dziecię, po kilku chwilach nieobecności ujawniało się światu z paszczą pełną psiej sierści. Logika dyktuje dwa rozwiązania tego fenomenu: albo Ala podjęła kolejną próbę skonsumowania naszego psa (wątpliwa przyjemność, Pajda jest nieświeża i tłustawa), albo dziecko odbyło kolejną sesję czułości z podłogą.
Kusi mnie spróbowanie tego szczególnego sportu, ale mam swoje ograniczenia. Po pierwsze, w odróżnieniu od latorośli wiem, kiedy ostatnio myłam podłogę, a po drugie zaawansowana ciąża nie pozwala mi na swobodne leżenie na brzuchu - nie sięgam językiem do podłogi. W zamian za to mogę się kołysać w przód i w tył z majestatem przynależnym sporemu wielorybowi.
Nie zamierzam zabronić Ali bliskich kontaktów z podłożem - już wkrótce czeka ją pierwszy miłosny zawód - w związku z planowanym remontem łazienki i korytarza obiekt uwielbienia naszej córy zostanie bezlitośnie skuty...
Niech się sobą cieszą, póki mogą...