W końcu wakacje! Korzystając z uprzejmości naszych Przyjaciół zameldowaliśmy się w ich mazurskiej posiadłości. W komplecie, rzecz jasna.
Posiadłość mazurska piękna, w lesie nad jeziorem, wśród zwierzaków różnej maści, słowem - sielanka.
Szósta rano. Ala zaczyna wiercić się w łóżeczku obok. Małżonek pochrapuje melodyjnie, ja nasłuchuję odgłosów wszelakich.
Z pobliskiej zagrody dobiega mnie głodowy ryk osiołka Antosia.
- Gdzie jest Ala?! - Artur momentalnie usiadł na łóżku. - Czemu płacze i jest tak daleko?
Ala śpi grzecznie w łóżeczku obok, więc jestem ociupinę zdezorientowana.
- Masz na myśli ten ośli ryk? - nie tracę zimnej krwi.
- Ośli?
- Antosiowy, swojski, przaśny i jak najbardziej ośli, nie Alicjowy.
Artur tego dnia kilkakrotnie przepraszał Alę za nikczemną pomyłkę i próbował jej wmówić, że jej płacz najbardziej na świecie przypomina świergot ptaszyn o poranku. Pora dnia się zgadza. Na razie uwierzyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz