Dzisiaj przylecieli Anka z Darkiem. Jak tak dalej pójdzie, utworzymy na wyspie mniejszość narodową i zażądamy przywilejów.
Oboje z Anką wybraliśmy się na lotnisko tą samą trasą, co wczoraj. Na lotnisku moja żona zareagowała strasznie nerwowo, gdy chciałem zacząć robić zdjęcia.
- Nie masz szczęścia do lotnisk, nie wychylaj się - zażądała.
Tak więc - sorry, guys - dzisiaj zdjęć z wyspy nie będzie.
Na lotnisku zetknęliśmy się z kolejnym przykładem wyspiarskiego "live slow" - samolot był spóźniony już ponad pół godziny, a na ekranie monitora w poczekalni wciąż świecił się napis "On time".
Przy kolacji i po pierwszej butelce wina uświadomiliśmy sobie, że powstał drobny problem logistyczny - pod jednym dachem mamy teraz trzy Anie. Jak je rozróżniać? Druga butelka przyniosła zalążek rozwiązania - ponumerujmy je! Wszystkie trzy stanowczo zaprotestowały; widocznie każda chciała być numerem jeden. Dziwne są te kobiety.
Po kolejnych dwóch butelkach i kilku innych pomysłach osiągnęliśmy porozumienie: od teraz mamy małą Anię, Anię darkową i Anię arturową. Sprytne, co? To niewątpliwe zwycięstwo synaps nad związkami etylowymi postanowiliśmy uczcić piątą butelką wina.
Następnego dnia rano strasznie żałowałem, że nie związałem się z jakąś Marcychną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz